Obóz letni w Tatrach, lipiec 2002

Norbert

Stolica Tatr przywitała nas piękną słoneczną pogodą, która o dziwo utrzymała się przez cały tydzień. Zaczęło się dość spokojnie część kursu z wytrawnym grotołazem po sześciogodzinnej akcji zaliczyli Śpiących Rycerzy, reszta tym czasem logowała się u gaździny, gromadziła zapasy na kolejny wieczorek zapoznawczy.

Niedziela szósta rano cel Ptasia Studnia a skoro przywitał nas tak piękny poranek przechodząc koło Jaskini Marmurowej postanowiliśmy ją sobie zwiedzić. Będąc w Ptasiej Studni mieliśmy okazję poczuć co znaczy podejście na setce, w niedalekiej przyszłości podejście na niej ulegnie skróceniu dzięki klubowemu koledze Kumorowi który pracuje nad uprzężą z katalitycznym dopalaczem, szczegółów konstrukcyjnych nie będę zdradzał.

Drugiej grupie w dokończeniu akcji przeszkodziła mżawka, ale na drugi dzień przyszli i dokończyli, po przyjściu do bazy śpiewom i tańcom nie było końca a wszystko po to, aby stworom światła i mroku zadość uczynić za to, że żadnej liny nie odwiązały i na przepinkach czuwały. W kolejnym dniu zażywaliśmy kąpieli w Wodnej Pod Pisaną (fot.1)

Gwoździem programu było wyjście na biwak do jaskini Pod Wantą dzięki uprzejmości kolegi mogliśmy dłużej niż zwykle podziwiać Majestat Gór, ale niema tego złego... W między czasie zrobiliśmy sobie przerywnik i zjechaliśmy do Niebieskiej Studni.

Biwak Pod Wantą, co to był za biwak sielance nie było by końca gdyby próba legowiska która zakończyła się powodzeniem i wszyscy szczęśliwie obudzili się na zajutrz ze świadomością iż jest jeszcze coś do herbaty. Na jednej pomyślnie zakończonej akcji się nie skończyło poszliśmy dalej.

Wielka Litworowa prawdziwe El Dorado około 100m zjazdu, trawers, piędziesiątka i Płytowiec a na koniec Magiel do Śnieżnej po prostu plaża. Po takiej balandze przydałoby się trochę wysiłku, pod okiem instruktorów sprawnie, o dziwo, zaporęczowaliśmy Złotego Pstrąga, po osiągnięciu starego dna zjechaliśmy do bazy.

Dzień przerwy i kolejna atrakcja Jaskinia Kozia inna niż wszystkie, do tej pory zjeżdżaliśmy do głębokich studni, mogliśmy podziwiać nacieki, przechodzić ogromnymi korytarzami po takich jaskiniach Kozia wyglądała jak po zawale popękane płyty, tony gruzu na spągu, ciasne meandry i na koniec najlepsze zacisk Adama robi wrażenie.

Myślę że to co zobaczyliśmy jest dopiero początkiem przygody z jaskiniami, zostaliśmy zarażeni i będzie to trwało bardzo długo a stan będzie ulegał pogorszeniu a to wszystko dzięki tak zacnym wojom jak Szuflada i sam Diabeł wie komu jeszcze a że o Piciu z Basterem nie wspomnę.