Nowości

Ogólne info

Działalność

Galeria

Stowarzyszenie

Kronika

Biblioteka

Kurs

Mat. szkoleniowe

Linki


AKG w akcji
2016.07.08-22
Austria masyw Hoher Göll (Salzburskie Al...
2016.06.25
W.Litworowa - J.Śnieżna - Trawers pomiędzy ...
2016-06-18
Otwór Śnieżnej - DNO - "Oto historia z kant...
2016-06-11
Otwór Śnieżnej - Kominy Amoku - Amok - szał...
2014.12.29-2015.01.07
Ukraina Optymistyczna - Pomysł odwiedzenia ...
27-12-2015
Wielka Śnieżna - Druga z rzędu akcja naszej...
19.12.2015
Wielka Śnieżna - Partie Wrocławskie...
4.10.2015
Jaskinie lodowe - Coroczna klubowa akcja po...

Działalność


Jaskinia Czarna - trawers

20 marca 2010

Piękny piątkowy wieczór dobiegał końca. Otworzyłem kolejnego browara dostępnego biednej studenckiej kieszeni i zacząłem snuć dalekosiężne plany sięgające soboty. Do tej pory nie wiem czy to niedozwolone substancje w nim zawarte czy też ciężki dzień spędzony za biurkiem w kołchozie z jakiegoś niejasnego powodu zwanego pracą sprawiły że postanowiłem zadzwonić do Pawła i umówić się na sobotę ...

Spotkaliśmy się w sobotni poranek pod klubem około 7:00. Ireneusz jak było w zwyczaju magazyniera próbował wyłożyć akcję ( ratując tym samym przed zużyciem cenny klubowy sprzęt ) jeszcze zanim się rozpoczęła spóźniając się 40 minut. Pomimo awarii samochodu ( zepsuł się skomplikowany mechanizm otwierania klapy bagażnika ) i ogólnej chęci przeniesienia miejsca akcji do najbliższego baru udało nam się wyruszyć spod klubu około godziny 8:00 w kierunku jaskini Czarnej w składzie: Gosia, Paweł , Irek i Ja. W dolinie od rana czekał na nas Diabeł wraz z trzema innym osobami w tym koleżanką z Austrii.

O 10:10 byliśmy u wylotu doliny gdzie zrobiliśmy szybki przepak i ruszyliśmy na bramki w bojowych nastrojach. Jednak spręż odszedł dość szybko po tym jak zażądano od nas za wstęp do parku wygórowanej sumy 1,60 od głowy, przez co większość z nas utraciła płynność finansową. Jedynie Małgorzata zachowała zimną krew, rzuciła na kasę 5zł mówiąc : " Reszty nie trzeba- kup se pani coś ładnego".

O 11:00 spotkaliśmy się z ekipa Diabła na pisanej polanie. Po piętnastu minutach udało nam się ustalić plan działania oraz płeć większości uczestników wyprawy i w niewielkich odstępach ruszyliśmy w kierunku otworu. Pogoda była typowo wiosenna, słońce operowało w pełni, dzięcioły stukały miarowo swymi pustymi łbami w tatrzańską przyrodę. Gdyby nie mała ilość śniegu i duża ilość lodu starająca się nadać wspinającej pod górę ekipie całkiem odwrotny kierunek byłoby jak w bajce. Nic nie zapowiadało dramatu jaki miał się tu rozegrać wieczorem... drzewa czuły zapach krwi...

Do otworu około 12:40 weszła 4-osobowa ekipa Diabła oraz Irek poręczując odcinek od otworu do studni Smoluchowskiego ( przynajmniej taki był plan ). Ja Paweł oraz Gosia wchodziliśmy około 13:00.

Dogoniliśmy szturm grupę na węgrze i dalej posuwaliśmy się zwarta ósemką. Pomimo sprawnej i szybkiej ekipy pierwsze załamanie akcji dopadło nas na smoluchu. Według szkicu potrzebne było 55m (26 + 29) liny, nauczeni doświadczeniem wzięliśmy dodatkowe -3m liny czyli całe 52m w jednym kawałku. Jakie więc było zdziwienie Pawła gdy wjeżdżając w węzeł doszedł do wniosku że brakuje nam z dobrych 10 metrów. Spręż oddalił się w głąb jaskini wraz z głośnymi okrzykami zadowolenia w języku łacińskim.

Diabeł wraz z ekipa rozpoczęli odwrót. Podążyliśmy za nimi po drodze mając w planie odwiedzenie partii techuby. W Sali Ewy i Hanki okazało się że lód skutecznie uniemożliwia wspinaczkę do techuby... Bylibyśmy tylko nędznym planktonem gdyby tak błaha rzecz jak lód zmusiła nas do odwrotu. Przy pomocy techniki żuchwy i ochotnika samobójcy udało się zaporęczować wejście. W szale eksploracyjnym penetrowaliśmy ciekawe partie około godziny pozostawiając temat otwarty do kolejnej akcji.

Wycof przebiegł całkiem sprawnie i pod otworem byliśmy o 21:00. Myli się jednak ten kto myśli ze wyjście z dziury kończy akcję. Od otworu zjechaliśmy około 50 metrów kończąc tym samym prostą część wycofu. Dalej zaczęły się schody... a raczej ich brak. Zmarznięty grunt uniemożliwiał bezpieczne poruszanie się. Co chwilę przewracaliśmy się i jechaliśmy w dół stoku w zupełnie niekontrolowany sposób. Drzewa biegły za nami gryząc boleśnie do krwi, księżyc stał wysoko a fiordy... gdyby tam były na pewno jadłyby nam z ręki. Trup ścielił się gęsto i nieraz wyskoczyliśmy jadąc na plecaku tak że Tonio Tajner mógłby się wiele od nas nauczyć...

Płynąc doliną dotarliśmy do bolidu około północy i nie patrząc za siebie ruszyliśmy do domu. Połozyłem się spac koło 4tej, biegły na mnie drzewa...

czołgista

Zdjęcia

    


Webdesign by mierzejewski.net